f
Muzzaica - hiszpański rock & metal
Polski  | Español

uVe – Vendita Venganza (2009)


obraz

Z nową nazwą nowa jakość? Zespół uVe udowodnił to na płycie „Vendita Venganza” – najlepszym albumie w ich dotychczasowej karierze (którą rozpoczęli jako Vértigo), a zarazem niebywale dojrzałym. O tym jak serio zespół traktuje tą płytę i swoją karierę świadczy chociażby to, że była ona miksowana aż w Nowym Yorku, w Masterdisk Studios.

Obie dotychczasowe płyty zespołu stanowiły inną opowieść. W ramach swojego specyficznego stylu i sposobu pojmowania muzyki, grupa poszukiwała optymalnego brzmienia, ulegając przy tym różnym inspiracjom, ale i ucząc się od najlepszych. A to jak bardzo nauka zaprocentowała, widzimy właśnie teraz. „Vendita venganza” to bowiem płyta, która eksponuje wszystkie największe zalety zespołu: potężne, hardrockowe riffy, chwytliwe melodie, emocjonalne wokale oraz inteligentne teksty.

Obierając własną drogę, zespół ostatecznie wyzwolił się spod uroku Sôber i zamknął usta krytykom. Nad produkcją albumu tym razem czuwał M. Angel Mart z Estirpe i to z bardzo dobrym rezultatem. Potrafił on wydobyć z uVe to co najlepsze; wspólnie osiągnęli świeże i charakterystyczne brzmienie – jednocześnie bardzo ciężkie i bardzo melodyjne. Drobiazgowa praca nad wokalami – eksperymenty z chórkami, pogłosami i echem – nadały płycie jeszcze większej siły ekspresji i nasyciły ją głębokimi emocjami.

Wprost do nieba

„Bienvenido al infierno, al vacío de esperanza...” (Witamy w piekle, pustce bez nadziei) - tak wita nas Javier Saez rozpoczynając album. Nie można oprzeć się wrażeniu, że to bardzo przewrotne słowa skoro każda z piosenek, poczynając od otwierającej album „Sigo en Pie” („Trzymam się na nogach”), niesie za sobą pozytywne przesłanie. Ten album to wręcz alegoria życia: optymizm miesza się tu z goryczą, uśmiech z ironią losu, ale w tym wszystkim przeważa myśl, że w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji, należy walczyć, bo zawsze jest nadzieja na zwycięstwo... Dużo tu patetycznych nut, co niektórych może drażnić, a co dla mnie stanowi wielką zaletę albumu.

Płyta jest tak dobra i tak równa, że właściwie trudno wyróżnić tylko kilka utworów. Singlowe „Sigo en Pie” i okraszone świetnym refrenem „Ojo del Huracán” są próbką rockowej i najbardziej przebojowej strony zespołu, jednak prawdziwie hardrockową energię i moc najlepiej słychać w takich utworach jak: „La última pelea” czy „Confesiones”. Ale to jeszcze nie wszystko: specjalnością zespołu są kontrasty, zmiany tempa i poziomu natężenia emocji. „Pequeña Estrella Sin Luz” rozpoczyna się ciężkim riffem, by następnie zwolnić nieco tempo. Jeszcze bardziej ten patent słychać w „Comedia” – piosence, która pokazuje nam jak niewiele słów trzeba by powstał kapitalny refren. Z kolei „Ni un minuto más” wspaniale stopniuje emocje, dawkując na przemian gorycz i nadzieję.

Spokojne intra lub zwrotki zazwyczaj przeradzają się w genialne, mocne i chwytliwe refreny. Najlepszy przykładem chyba „Siéntete vivo” niesamowity utwór, pełen siły i hardrockowych riffów, a zaczynający się od balladowego intra. Podobnie „Carta a la tierra”, który rozpoczyna się tak jednostajnie, że niemal nudno, tak że refren jest prawdziwie pozytywną niespodzianką, odkrywając sens w tej metodzie.

Nie rozczarowują też tym razem ballady. Obok ślicznego „Días de Radio” znajdujemy tu niesamowite „Noches de Otoño” – dojrzały, dramatyczny utwór o miłości i tęsknocie, ze wspaniałym refrenem i romantycznym, poetyckim tekstem.

Ten album to absolutne objawienie. Jest tu wszystko czego oczekuję nie tylko od uVe ale także od muzyki rockowej w ogóle. Słuchając go nie mogę pozbyć się myśli, że to jest właśnie to, na co czekałam. Kto wie od jak dawna?

Ocena ogólna: 9,5/10

Posłuchaj płyty

Płyta do posłuchania na kanale youtube zespołu, pod TYM linkiem >>

Proces nagrywania płyty zobaczyć można TUTAJ. I warto!